Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zamknij Zamknij

Gminne Centrum Edukacji w Wawrzeńczycach - Nasz tydzień w Lombardii.

Informacje

Szkoła

Nasz tydzień w Lombardii.

Relacja pięciu gimnazjalistów, którzy uczestniczyli w wymianie w ramach realizacji projektu Erasms+ ,,eBooks – mój cyfrowy tornister’’ i spędzili tydzień w Gallarate we Włoszech. 

Dzień 1. Szymon

Około godziny 6:25 mój host zaczął mnie budzić, lecz bezskutecznie do godziny wpół do siódmej Gdy już otrząsnąłem się, ubrałem moje orzechowo-akacjowe chinosy (spodnie), przyszykowałem kurtkę, portfel, telefon, i wypiłem małą latte zrobioną przez Panią Marinvelno i wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda zapowiadała się kiepsko, lecz po 10 minutach zza windokręgu wyjrzało poranne słońce. Po wejściu na stację, ja i Giaco skasowaliśmy bilety i nie spiesząc się, pospieszyliśmy pod odpowiedni peron. Pociąg którym odjechaliśmy zawiózł nas do następnej stacji, a z tej, pojechaliśmy prosto do Gallarate. Tam mieliśmy do przejścia około 5-7 minut drogi do szkoły.
Gdy zawitaliśmy do szkoły Institutti Vinci usiedliśmy na sali gimnastycznej i czekaliśmy na pierwsze zajęcia międzynarodowe.
Około godziny 9 szkoła tętniła życiem, a my czekaliśmy na Giorgia i resztę ekipy.
Następnym epizodem było nadejście Pani Renaty, która przywiozła nam nasze walizki (
). Byłem bardzo wdzięczny ale i zdenerwowany na niedbalstwo i zawirowania związane z bagażem wywołane przez Polskie Linie Lotnicze:/
Zajęć tego dnia od groma było (lekcje, obserwacje, warsztaty w grupach międzynarodowych, integracja), ale wszystko w miarę szybko się zakończyło. Najlepszym momentem z dzisiejszego dnia, dla mnie i moich przyjaciół (was dzbanki kochane
) niewątpliwie było odśpiewanie polskiego hymnu, chwila dumy i poczucie polskości.
Nasi opiekunowie pilnując naszych grup, chodzili z nami po szkole i zwiedzali sale szkoły, do której na chwilę obecną 'uczęszczamy'.
Po wyjściu ze szkoły, wsiadłszy już do samochodu Mamy Giacco, pojechaliśmy zobaczyć ich fabrykę, a następnie wróciliśmy do domu, po wypiciu lekkich napojów i chwili odpoczynku pojechaliśmy w góry, a właściwie do kościoła na skale.
Teraz siedzę w domu i słyszę głuchy dźwięk wiatru nad Varese…

 

Dzień 2. Oliwka

Opowiem o swoim dniu Dokładnie o 6:10 wstałam i próbowałam się dobudzić bardzo długo( to jest najcięższe jak na razie dla mnie) . Potem zaczęłam się ubierać i szykować do wyjścia do szkoły. Wzięłam swój plecak i zeszłam do kuchni. Mój host zaczął coś do mnie mówić ale mój mózg się jeszcze nie włączył więc nic do mnie nie dotarło. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam że musimy iść więc załapałam małe ciastko I pobiegłam ubierać buty ( tak wyglądało śniadanie) Razem z Davidem i jego siostrą Elisa poszliśmy na przystanek autobusowy i czekaliśmy na środek transportu. Droga przebiegła fajnie I spokojnie . Gdy dojechaliśmy poszliśmy na peron I czekaliśmy na @Piotr i na Lukę, oczywiście ich pociąg się spóźniał, ale kiedy w końcu dotarli poszliśmy do pałacyku. Było tam naprawdę ładnie ( podczas drogi do pałacyku Piotrek sobie robił zdjęcia z butami (Ale się do tego nie przyzna). Po tej małej wycieczce poszliśmy do szkoły. Najpierw czekała nas prezentacja na temat jak działa samolot i jak się nim steruje. Następnie udaliśmy się wypróbować naszą wiedzę i mogliśmy spróbować latać na symulatorze . Nawet ja poszłam! Ale nauczyciel zrobił wszystko za mnie bo bym się rozbiła (pilotem raczej nie zostanę). Potem czekała nas BARDZO interesująca prezentacja z fizyki/matematyki. Po tej prezentacji zebraliśmy się w świetlicy i słuchaliśmy naszych przyjaciół z Danii, którzy poczęstowali nas ich słodkościami (ciasteczka były PRZEPYSZNE ). Po tej prezentacji mieliśmy lunch. Następnie była prezentacja Hiszpanii, która moim zdaniem była naprawdę fajna. Był kahoot I łamańce językowe więc fajnie było . Następnie poszliśmy na autobus i pojechaliśmy nad jezioro Maggiore. Tam czekał na nas rejs, potem krótkie zwiedzanie I zjedzenia najlepszych lodów na świecie . Po tych doświadczeniach poszliśmy na peron I pojechaliśmy do domków

Dzień 3. Martyna

Dziś to ja opowiem o naszym kolejnym dniu spędzonym we Włoszech. Zacznę od początku, wstałam około godziny 5:30 i zaczęłam szykować się do wyjścia. Gdy byłam już gotowa, udałam się do kuchni, gdzie na stole znalazłam (jak codziennie) kawę i ciastko Po dość szybkim wypiciu kawy, wyszliśmy z domu i udaliśmy się na stacje, skąd pojechaliśmy na lotnisko Malpense w Mediolanie. Pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy było udanie sie na kawę, w końcu jesteśmy we Włoszech . Gdy wszyscy zebraliśmy sie razem, szybkim krokiem popędziliśmy po przepustki a po odebraniu ich wysłuchaliśmy naszego przewodnika który zgodził sie oprowadzić nas po lotnisku. Przeszliśmy krótka kontrole i wyszliśmy na zewnątrz do autobusu, który woził nas po całym lotnisku, a pan przewodnik dokładnie opowiadał gdzie co jest i do czego służy Po zrobieniu paru zdjęć i skończeniu zwiedzania na dworze udaliśmy sie na wieżę kontroli gdzie miła pani opowiedziała nam o swojej pracy, w której albo nie dzieje sie nic albo wszystko więc gdy pojawia sie u niej światło zielone wszystko jest ok., lecz gdy żółte, trzeba sie zmobilizować, utrzymać nerwy na wodzy i sprawić, by wszystko wróciło do normy, czyli znów do zielonego. Gdy skończyliśmy zwiedzanie wieży, przyszedł czas na mały obiad. Każdy dostał szansę na wybranie sobie czegoś na co akurat miał ochotę. Po zjedzeniu wszyscy udaliśmy się do muzeum, które znajduje sie kilka kroków od lotniska. Jest ono ogromnym kompleksem kilku budynków w którym znajdziemy samoloty, samochody i wiele innych. podczas tej wizyty mogliśmy podziwiać wiele starych samolotów i ich konstrukcje których normalnie nie mielibyśmy okazji oglądać. Dostaliśmy również szansę obejrzenia paru starych samolotów od środka i poznania ich historii, co było naprawdę ciekawe i mimo zmęczenia, każdy chętnie wchodził i oglądał samolot od środka. nie zabrakło również polskiego akcentu, którym był widziany pod koniec samolot Mig 21. Po skończeniu zwiedzania, kilka osób kupiło pamiątki, po czym wszyscy popędziliśmy na pociąg. Droga minęła szybko bo w miłym towarzystwie,a gdy wszyscy już opuścili pociąg, rozeszliśmy się wraz z naszymi hostami do naszych domów i żyliśmy długo i szczęśliwie

Dzień 4. Wojtek

Czwartek dnia 28 marca zapowiadał się bardzo obiecująco gdyż od samego rana z kuchni można było wyczuć świeży jak z piekarni zapach bułek, więc czym prędzej ubrałem się i poszedłem do kuchni gdzie czekała na mnie już cała rodzina. Od razu cała rodzina zaczęła mnie pytać o samopoczucie. Po zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy wraz z Alessandro i jego tatą do szkoły gdzie ku mojemu zaskoczeniu wszyscy byli zdenerwowani i przygotowani do prezentacji naszego kraju. Początek wydawał się nużący i ewidentnie inni uczestnicy projektu nie byli zbytnio zainteresowani, ale z czasem gdy wszyscy się ożywili i obudzili zaczęli się dobrze bawić wraz z nami próbując okiełznać nasze łamańce językowe, w których nawet my się myliliśmy. W międzyczasie częstowaliśmy widownię polskimi słodyczami. Po prawie idealnej prezentacji udaliśmy się metrem do Mediolanu gdzie zastaliśmy piękne muzeum historii naturalnej, wypełnione po brzegi mnóstwem modeli zwierząt które możemy spotkać w odległych częściach świata lub te martwe, których już nie jesteśmy w stanie zobaczyć na żywo w ich naturalnym środowisku. Następnie byliśmy restauracji i zjedliśmy prawdziwy włoski obiad, pani Renata specjalnie dla nas zamówiła mule, ośmiornice i inne wydziwne rzeczy. Nie było wyjścia, trzeba było zjeść Po zjedzeniu pizzy oraz innych włoskich dań udaliśmy się na sam plac centralny gdzie znajdował się zabytkowy gotycki kościół, katedra Duomo, który mimo wielu lat zachował się w bardzo dobrym stanie i zaskakuje każdego kto do niego wejdzie swoim urokiem i klimatem. Po opuszczeniu niewiarygodne wielkiej budowli mieliśmy wolny czas na zakupy. Każdy mógł kupić sobie pamiątkę, a ja pozostałem na łasce Szymona, za którym ślepo podążałem w głąb sklepowej dżungli (liczę na rekompensatę w przyszłości ). Dzień zakończył się długą i monotonna podróżą metrem do Gallarate.

 

Dzień 5. Piotr

Cześć, dziś wypadło na mnie, więc to ja napiszę jak mi minął ostatni już dzień w tym pięknym państwie.
Obudził mnie blask pięknego słoneczka, który oślepiał mnie swoim pięknem. Gdy wstałem z cieplutkiego łóżka, wziąłem prysznic i skierowałem się do kuchni, gdzie wypiłem kawusię, zjadłem ciastko i gdy byłem już gotowy, razem z Lucą wybiegliśmy z domu, bo i tak byliśmy już trochę spóźnieni na pociąg do Gallarate. Na szczęście pociąg nie odjechał i zdążyliśmy. Gdy dojechaliśmy przywitałem się z kolegami i podążyłem na salę gimnastyczną gdzie część Włochów juz grała w gałę. Razem z Szymkiem i Wojtkiem stworzyliśmy Polish team i zaczęliśmy grać. Na początku nie szło najlepiej ale gdy dołączył do nas Andrej gra zrobiła się od razu lepsza i chyba wygraliśmy. Tuż po tym zaczęły się pierwsze zajęcia. Pierwsza lekcja to było programowanie na Scratchu. Po lekcji informatyki mieliśmy około 30 min przerwy. Po przerwie zaczęła się kolejna lekcja. Była to lekcja chemii. Była fajna ,mam nadzieje, że pani Kasia da 5, bo byłem aktywny na tej lekcji. Po chemii, mieliśmy 5 minutową przerwę, a po przerwie mieliśmy lekcje angielskiego połączonego z plastyką prowadzoną przez naszą panią Renatę. Po tej lekcji mieliśmy pierwsze krótkie podsumowanie całego Erasmusa, łącznie z wypełnieniem ankiety ewaluacyjnej. Po podsumowaniu przyszedł czas by wrócić do domu przygotować się na ostatnią fiestę we Włoszech. Fiesta minęła tak szybko ze nie zdążyłem się rozejrzeć a tu cyk koniec.

Tak to we Włoszech na erasmusie było
cyk koniec

 

Renata Pomykalska
(koordynator)